„W moim przypadku muzyka jest największą i najstarszą pasją. Od niej wszystko się zaczęło.”
Z Piotrem Ave Pobłockim, gitarzystą rockowym, weteranem runmageddonu i dietetykiem rozmawia
Grażyna Studzińska-Cavour.
SWSM: Piotrze, tak się składa, że w większości robię wywiady z muzykami, tym przyjemniej mi się dziś właśnie z Tobą rozmawia. W ubiegłą sobotę odbył się ostatni koncert zespołu Black Sabbath, który oficjalnie zakończył swoją karierę w rodzimym Birmingham. To ważne prawda? Jak daleko jest od dietetyki do hard rocka?
Piotr Pobłocki: Właśnie starałem się zapomnieć o tym smutnym fakcie, że nigdy nie uda mi się usłyszeć Black Sabbath na żywo!
SWSM: Przepraszam!
PP: Jest to jeden z kilkudziesięciu zespołów, których nazwy leżą w mojej pamięci pod hasłem 'największe sentymenty'. Lecz, jak wszystko i to musi się kiedyś skończyć, a właśnie wspomnienia i twórczość są najcenniejszym rzeczami co może po takich artystach pozostać. To właśnie sprawia że odchodząc z tego świata będą zapamiętani na zawsze. W moim przypadku muzyka jest największą i najstarszą pasją. Od niej wszystko się zaczęło. Wracając do pytania - dietetyka i muzyka nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego, lecz w aspekcie pasji - jak najbardziej.
SWSM: Jesteś postacią, którą na uczelni widać, nie tylko z powodu postury (właśnie, słyszałam, że biegasz…), ale też przewodnictwa samorządowi studentów i innych działań, które podejmujesz. Jesteś społecznikiem?
PP: A to ciekawe, bo myślę, że nie wyróżniam się szczególnie. Chyba że mowa o ponadprzeciętnym wzroście, długich włosach czy posiadaniu chromosomu Y w 23ciej parze chromosomów, gdzie na dietetyce dominacja pary XX jest wręcz miażdżąca. Przewodniczącym jest mój kolega, imiennik zresztą, stąd mogło się wkraść małe nieporozumienie. Ja jestem wiceprzewodniczącym.
SWSM: No tak, ale na inauguracji mowę do nowych żaków w imieniu samorządu wygłaszałeś Ty?
PP: No, tak, rzeczywiście. Swoją drogą, samorządem studenckim uczelni, gdzie około 90% to żeńskie, dojrzałe płciowo osobniki gatunku Homo, przewodniczy dwóch samców - ciekawe zjawisko, nieprawdaż? :) Na swoim koncie mamy organizację juwenaliów studenckich SWSM, zbiórki dla potrzebujących, organizację spotkań naukowych i tym podobne. Czy jestem społecznikiem? Jeśli w znaczeniu takim, że pomagam bezinteresownie potrzebującym, będąc na tym stanowisku w szkole i mając ku temu możliwości, to jak najbardziej. Nic mnie to nie kosztuje. Lecz jeśli chodzi o moje poglądy polityczne, to musielibyśmy zorganizować kolejne spotkanie, albo przedłużyć wywiad, bo jako libertarianin chętnie odpowiedziałbym na kilka dodatkowych pytań.
SWSM: To może najpierw o sporcie, żeby nie wszystko na raz?
PP: Tutaj sprawa jest ciekawa, ponieważ zanim poszedłem na studia, przed liceum, będąc jeszcze w gimnazjum moje BMI wskazywało prawie otyłość…
SWSM: O! I tu mnie zaskoczyłeś!
PP: Teraz oczywiście mieści się w granicach normy ;). Byłem 'klasową niezdarą', nie przepadałem za WF'em. Dotarło do mnie, że poszukiwałem jakiejś zmiany w życiu i stąd #pasja – #sport. Narodziła się pod koniec liceum, a na studiach rozkręciła już całkowicie. Od tamtego czasu zacząłem uprawiać coraz więcej różnych dyscyplin sportowych, począwszy od jazdy na rowerze i rolkach, poprzez uczęszczanie na siłownię, jazdę na nartach, #pływanie, #boks tajski, skończywszy teraz na trenowaniu #CrossFit'u, bieganiu czy udziału w biegach ekstremalnych (#OCR), jak najpopularniejszy #Runmageddon, #Spartan Race, #Barbarian Race, #Masakrator Run i wiele innych pokrewnych odłamów tej dziedziny. Dzięki studiom zacząłem też traktować jedzenie jako 'paliwo' dla mojego organizmu, a wiadomo, że posiadając dobre auto z silnikiem diesla nie będę zalewał baku 'pod korek' przepalonym olejem z frytkownicy, prawda? Ogólnie pod względem aktywności fizycznej w przeciągu tych kilku lat zmieniłem się o 180 stopni. Startując w pierwszym biegu ekstremalnym (Runmageddon Rekrut #Silesia, X 2015, 6km) myślałem, że to będzie chwilowa przygoda. Okazało się, że wciągnęło mnie na tyle, że w październiku 2016 zdobyłem tytuł Runmageddon #Weteran - najwyższą rangę możliwą w tym biegu ekstremalnym oraz specjalne odznaczenie. Krótko mówiąc - przebiegłem w jednym sezonie 3 biegi serii RMG - rekrut - 6km, classic - 12km, i hardcore - 24km. Z czego, co ciekawe, rekrut i hardcore w jeden weekend, dzień po dniu. Nie pamiętam jak dobiegłem na metę, ale zdjęcia ze ścianki promocyjnej gdzie mam na szyi medal finisher'a rozwiały moje wątpliwości. ;)
SWSM: Wow!
PP: Było warto. I jestem pewien że to nie koniec, bo w planach mam kolejne biegi, także za granicą. Pora roku nie przeszkadza mi w trenowaniu biegania czy udziału w biegach OCR - świetnie wzmacnia siłę woli i charakter. Polecam bieganie w miarę możliwości każdemu, gdyż jest to najbardziej naturalna aktywność fizyczna, z którą człowiek miał do czynienia w swoich dziejach.
SWSM: Czym jeszcze się zajmujesz?
PP: Jest jeszcze pasja, moja największa - większa niż dietetyka i sport razem wzięte. Tą pasją jest muzyka. Jestem gitarzystą w zespole grającym interstellar metal (po polsku metal międzygwiezdny, troszkę komicznie brzmi). Nazywamy się #Stelarius i aktualnie pracujemy nad płytą. W lipcu będzie najlepsza okazja by pokazać się w środowisku w klimatach naszej muzyki - wystąpimy na Castle Party 2017 w Bolkowie - to największy i najpopularniejszy kilkudniowy festiwal muzyki okołogotyckiej w Polsce. Stąd nacisk na płytę, by móc tam jechać z materiałem, którym moglibyśmy się pochwalić ludziom nie licząc jedynie koncertu.
Tu nasz fanpage https://www.facebook.com/stelariusband/?fref=ts
SWSM: I tak od słowa do słowa nareszcie doszliśmy do wspólnej pasji i wspólnej znajomości. W zaprzyjaźnionym zespole gra przecież znakomity muzyk, aranżer, dźwiękowiec i społecznik Radek Daszkiewicz. Jakie były Twoje muzyczne początki?
PP: Tak jest, znam Radka, jest niesamowity, poznaliśmy się przeszło rok temu na jakimś wspólnym gigu, bardzo fajny człowiek. Zacząłem grać na gitarze gdy miałem 13 lat, czyli... jakieś 10 lat temu. Wiadomo, okres buntu, pierwsze glany, koszulki 'Metallica - Master of Puppets' i zapuszczanie włosów. Człowiek bardziej skupiał się na tym, by pokazać się, że jest się 'złym' i dawało to upust emocjom. Wiadomo, jak to dzieci. Gdyby mnie wtedy poproszono, bym wymienił członków zespołu Metallica czy co najmniej 3 nazwy albumów w kolejności chronologicznej to na pewno bym nie wiedział.
SWSM: Byłeś na koncercie Metalliki w Chorzowie? Rewelacyjny…
PP: Nie, niestety bardzo żałuję. Kilka lat temu miałem jechać do Warszawy, gdzie grali na festiwalu #Sonisphere, ale jakoś nie udało mi się to. 'Boom' na ten zespół miałem na początku mojej przygody z muzyką. Potem poznawałem coraz więcej i więcej zespołów, których twórczość do mnie bardziej przemawiała. Obecnie rzadko włączam jakieś kawałki 'Mety', chyba że ćwiczę sobie granie do ich utworów chociażby z płyty Master of Puppets. Jednak to klasycy, gdy pojawiłaby się możliwość zobaczenia tego zespołu na żywo, to nie ominąłbym jej i dodał do mojej kolekcji legend. Honorowe miejsce dla Metalliki znalazłoby się np. obok Iron Maiden czy Rammstein, na ich koncertach udało mi się być. Kolejny wspaniały koncert, na którym będę jest już w marcu - we Wrocławiu gra Autralian Pink Floyd - doskonałe odwzorowanie, gdyż Pink Floyd zakończyli działalność w 2014, co smuci mnie jeszcze mocniej niż Black Sabbath...
SWSM: Zacząłeś grać na gitarze 10 lat temu, jak to było?
PP: Tak. Wtedy to się zaczęło. Z tym, że przez pierwsze dwa lata ciężko było nazwać moją grę 'grą na gitarze'. Od tamtych czasów przez moje życie przewinęło się wiele zespołów, projektów i nigdy nie mogłem trafić w to, co czułem. Aż do teraz - #Stelarius jest idealnym odwzorowaniem 'mojego klimatu' - gram muzykę jaką kocham. Myślę, że dla naszego brzmienia charakterystycznym są klimatyczne #klawisze, #skrzypce, głęboki damski wokal i kosmiczne udźwiękowienie. Powiem szczerze, że jak jestem na scenie i gram to, co lubię to znikam i bujam w obłokach kosmosu płynąc przez muzykę. Dla takich chwil naprawdę warto żyć. Wiele się też nauczyłem przez te kilka lat w zespołach - na szybko mogę powiedzieć, że zespół to druga rodzina - trzeba utrzymywać ze sobą kontakt, być szczerym, przyjaźnić się, ale nie zapominać o tym, że się do czegoś dąży. Takich ludzi właśnie znalazłem w Stelariusie i chciałbym by tak już pozostało. Zapraszam na koncerty!
SWSM: Ja już jestem fanką, a zaraz pokażę tu próbki Waszej twórczości, tymczasem: dlaczego #dietetyka? Co kierowało Tobą w wyborze szkoły i jak się to ma do obecnych planów?
PP: Zaczęło się od wielkiego 'bum' w moim życiu pod koniec liceum. Czułem, że muszę coś w sobie zmienić, bo blisko mi było do nieszczęścia. Jestem osobą lubiącą przebywać z ludźmi i z nimi pracować, a przy okazji motywować do działania i rozweselać. Miałem okres w swoim życiu, że chciałem pójść na #aktorstwo, potem zaś na medycynę. I tak gryzło się to we mnie, póki nie znalazłem złotego środka - dietetyki. Wiem, dziwnie brzmi ta wypadkowa. Tutaj jest bardzo wiele wspólnego z medycyną, a jeśli chodzi o aktorstwo, to również znajduje tu swoje miejsce chociażby w przypadku kontaktu z ludźmi czy publiką podczas prowadzenia szkoleń, wykładów, warsztatów i innych przedsięwzięć. #SWSM wybrałem ze względu na komfort i jakość studiów – kadra, dojazd, odległość, zajęcia w jednym miejscu, infrastruktura, wyposażenie. Nie żałuję decyzji, dlatego też postanowiłem kontynuować tutaj naukę na II stopniu. Uważam że bardzo dobrym rozwiązaniem dla nas, dietetyków, była duża ilość przygotowywania referatów i prezentacji na większości zajęć - to umożliwiło nam zebranie doświadczenia w aspekcie autoprezentacji i prowadzenia szkoleń. W związku z tym wiem, że w przyszłości chciałbym właśnie pracować bardziej jako ktoś, kto naucza zdrowego stylu życia duże grupy osób, niż siedzieć w gabinecie i układać przysłowiowe diety.
SWSM: Zespół, biegi ekstremalne, studia, szkolenia… co jeszcze zajmuje Twój wolny czas? Umówić się na wywiad nie było prosto...
PP: Zgadza się, obecnie jestem człowiekiem, który cierpi na niemalże całkowity brak wolnego czasu, lecz ma to swoje dobre strony. Przyzwyczaiłem się do aktywnego życia i maksymalnie mogę mieć jeden dzień, gdy nie robię nic. Potem mój organizm sam krzyczy „ej stary, zrób coś pożytecznego, bo mi się nudzi!!!”.
Pracuję od poniedziałku do piątku, a popołudniami albo chodzę na treningi, albo ćwiczę na gitarze, albo jeżdżę na próby zespołu, lub też na lekcje, gdzie dokształcam się w grze na tym instrumencie (w tym momencie jak komuś tak mówię, a mnie zna, zwykle pojawia się zdanie „ale przecież Ty umiesz grać na gitarze”, więc odpowiem to, co zwykłem odpowiadać – „w muzyce nigdy nie jest na tyle dobrze, żeby nie mogło być lepiej”).
SWSM: w pełni się zgadzam…
PP: W weekendy z kolei albo studiuję, albo gram ze Stelariusem koncerty, lecz teraz nieco rzadziej, gdyż jak wspominałem wcześniej - nagrywamy materiał. W nocy zdarza mi się spać :) Na koniec powiem, że wystarczy chcieć i wierzyć, że się uda. Z takim przekonaniem wszystko przychodzi niemalże samo :)
SWSM: Bardzo dziękuję za poświęcony czas i fascynującą rozmowę. Co puścimy studentom SWSM?
PP: Obecnie do pokazu naszego klimatu dostępny jest kawałek 'April Dawn' nagrany jeszcze z naszą pierwszą wokalistką - jedyna nasza ballada - reszta materiału jest znacznie cięższa, szybsza i ostrzejsza, więc proszę się nie zniechęcać, tylko czekać na płytę! :) Również dziękuję za zaproszenie, jest mi bardzo miło.
SWSM: No, to posłuchajmy https://www.youtube.com/watch?v=DBWyU5Otzlc